Film opowiada
historię Gary'ego Kinga (Simon Pegg) i jego czterech przyjaciół. W czasach
szkolnych byli nieomalże nierozłączni. Po zdanej maturze nasza piątka
postanawia podbić miasto i przejść „Golden mile”, czyli wypić co najmniej jedno
piwo w 12 pubach, a ostatni nazywa się The World’s End. Gary szczyci się
swoimi wyczynami z tej pamiętnej nocy, gdyż miał być to początek jego nowego
życia. Jednak Gary zatrzymał się, wszystko jakby stanęło dla niego w czasie.
Nie wiemy czym się zajmuje, skąd ma pieniądze. Poznajemy go gdy opowiada swoje
przeżycia w kółku wzajemnej adoracji w szpitalu.
Gary jest
smutnym, samotnym człowiekiem, który wymagał od życia wielkich rzeczy. Miał
nadzieję, że świat stoi przed nim otworem, że nie ma niczego, czego nie mógłby
osiągnąć. Domaga się jednak automatycznego sukcesu, bez żadnego wysiłku z jego strony. Myśli, że okazje i szczęście same się przytrafiają.
Postanawia więc
spełnić swoje marzenie sprzed lat i przejść „Golden mile” z przyjaciółmi z
czasów młodości. Przekonuje ich, żeby ruszyli z nim w tą wyprawę. Obiecuje noc
pełną szaleństw i alkoholu. Mówi, że nadrobią stracony czas. Okłamuje dawnych
przyjaciół żeby tylko nie być samemu.
Gary sprawia
wrażenie, że dba tylko o siebie. Cała ta wyprawa jest dla niego, bo jak
przyznaje nic innego nie ma. Okazuje się, że Gary chciał nawet popełnić
samobójstwo. Gary wykorzystuje wszystkich aby dotrwać do końca wyprawy, giną
przez niego ludzie, nawet jego przyjaciele, a po wszystkim znowu znika, gdyż
znalazł nowy cel w życiu. Nie wiem jaki jest ten cel, ale lata z bandą ‘robotów’
po pubach i wszczyna burdy. Bonus jest taki, że przestał pić.
Wydaje mi się,
że teraz Gary uważa się za bohatera, który pragnie uwolnić ludzi od… no właśnie
od czego? Czy są to złe roboty? Czy może iluzja idealnego życia?.
Miała być to
komedia, ale mi się wydaje niesamowicie życiowy ten film (nie licząc kosmitów i
robotów). Brak motywacji życiowej, brak jakiejkolwiek chęci działania. Oczekiwanie od życia tego co najlepsze, bez wkładania wysiłku. Iluzja idealnego życia, aby zachować
pozorny ład (każdy przejaw niesubordynacji i zachowania nie zgodnego z normą
jest eliminowany). Mam dom, mam rodzinę, mam pracę to muszę być szczęśliwy. I przede
wszystkim większość ludzi, która pozostała i nie została zastąpiona ‘robotami’ nie zastanawia się nad nagłymi zmianami w
usposobieniu swoich bliskich. Myślą, że może się tak diametralnie zmienili, a
że oni sami się z tym dobrze czują, to nie reagują. Taka imitacja życia
pełna sztuczności. Wielu ludzi w realnym świecie udaje szczęście tylko po to,
aby nie sprawić przykrości bliskim.
Ale gdyby
spojrzeć na ten film z zupełnie drugiej strony, to są wybuchy, kosmici, roboty,
puby, alkohol, romans, przyjaźń, kłamstwa, dramaty życiowe, szalona wyprawa i stary samochód. Czego chcieć
więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz