sobota, 22 lutego 2014

Przyjaciel-gej na zawołanie - analiza filmu "Mój przyjaciel się żeni"

Po tygodniowej przerwie wracamy do lutowego maratonu komedii romantycznych. W dniu dzisiejszym będziemy cierpieć podwójnie, ponieważ oprócz Was będę boleć i ja. Powodem jest zaś film, którego nie cierpię ze wszystkich sił. 

Nienawidzę “Mój przyjaciel się żeni”. Bardzo lubię Julię Roberts i jej uparte granie w nietypowych komediach romantycznych, ale ten film wywołuje u mnie zgrzytanie zębami. Pozwólcie, że wymienię powody w punktach, bo tak mi wygodnie.


1. Główna bohaterka

Na ogół komedie romantyczne są krojone pod publikę. Główna bohaterka tego typu produkcji jest na ogół bliżej nieokreśloną dobrą osobą żeby odbiorca mógł się z nią utożsamić. Może mieć góra dwie niezbyt duże wady, stąd zazwyczaj protagonistki są niezdarne lub lekko dziwne (ale tylko lekko!). Julianne natomiast, czyli Julia Roberts w tym filmie, jest podłym człowiekiem. Na końcu filmu zdaje sobie z tego sprawę, ale podsumujmy sobie krótko jej dokonania w międzyczasie:
  • prawie doprowadza do rozbicia związku przyjaciela aka ukochanego
  • manipuluje rzeczonym przyjacielem, jego wybranką (dalej zwaną Cameron Diaz) oraz ich rodzinami
  • prawie doprowadza do utraty pracy przez przyjaciela żeby tylko skłócić go z narzeczoną
  • podszywa się pod ojca Cameron Diaz, notabene superważnego biznesmena
  • okłamuje wszystkich po kolei
  • upokarza i okłamuje Cameron Diaz, która chciała się z nią zaprzyjaźnić
Rozumiem po co jest ten zabieg i podziwiam wyjście poza kanon, ale nawet po etycznym objawieniu Julia(nne) nie przestaje być straszną egoistką i niesympatyczną osobą. 


2. Nie ma problemu, jest najlepszy przyjaciel kobiety - gej

Przecież wiadomo, że homoseksualni mężczyźni istnieją tylko po to, żeby plotkować o facetach i przytulać się w platoniczny sposób do samotnych kobiet! W filmie takiego stereotypowego najlepszego przyjaciela gra Rupert Everett i żeby nie było wątpliwości - jest on najsympatyczniejszą postacią w filmie i stanowi balsam dla duszy. Biedak nie może spokojnie posiedzieć ze znajomymi bez telefonu od “najlepszej przyjaciółki”. Ciekawe jest to, że ich przyjaźń opiera się na rozmawianiu o jej życiu i byciu na każde zawołanie. Końcówka filmu to nic innego jak stwierdzenie “laski, to nic, że nie macie wymarzonego faceta! Macie najlepszego przyjaciela, który spontanicznie przejedzie pół kraju po to, żebyście nie były same na weselu!” Na korzyść obrazu przemawia nowość tego stereotypu w czasach kręcenia filmu, ale nie zmniejsza to problematyczności przekazu.

3. I po co to wszystko?

Fabuła filmu jest następująca: Julia Roberts spontanicznie decyduje, że chciałaby wyjść za mąż za przyjaciela, z którym niegdyś umówiła się, że chajtną się jeśli będą solo do 28. urodzin. Na całe szczęście film nie usprawiedliwia jej wyczynów i pod koniec zostaje sama, ale przez to zaczęłam się zastanawiać nad celem scenariusza. Postać Julii teoretycznie nie była zła (tak przynajmniej zapewniała ona i Michael, niesamowicie nudny tytułowy przyjaciel), dlatego też nie została ukarana. W żaden sposób nie dojrzała, nie nauczyła się niczego nowego o życiu ani o sobie (no, może tego, że co jakiś czas wychodzi z niej psychopatka). Po co więc to wszystko? Czy widzowie mieli się czegoś nauczyć? Jeśli tak, to morał wyniosłam taki: “to nic, że prawie zrujnujesz życie kilku osobom! I tak będziesz druhną na ich ślubie, a na weselu będzie cię czarował przystojniak, który przejedzie specjalnie dla ciebie pół kontynentu”.

4. Przyjaźń między kobietami? Pfffff

Kobiety się nie przyjaźnią, kropka. Mogą sprawiać takie wrażenie, ale w gruncie rzeczy chcą tylko manipulować lub zarobić dodatkowe punkty u przyszłego męża. Wyjątkiem jest żeńska solidarność wobec dziwki, która miała czelność całować faceta jednej z naszych. Ale po okazaniu tej solidarności wracamy do jednego słusznego celu: usidłania tego lub innego.

Nie kwestionuję tego, że “Mój przyjaciel się żeni” wyróżnia się wśród konkurencji przewrotnym podejściem do głównej bohaterki, ale mocno zastanawiam się nad tym, dlaczego ten film był swego czasu bardzo popularny. Tak niesympatycznych głównych bohaterów i konotacji ze świecą szukać. Wszystko byłoby do wybaczenia gdyby twórcy pokusili się o jeszcze kilka spontanicznych scen musicalowych, czego jednak nie zrobili. Tym sposobem “Mój przyjaciel się żeni” pozostaje w czołówce najbardziej znienawidzonych przeze mnie komedii romantycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz