sobota, 1 marca 2014

Dziś lata 80., jutro cynizm - recenzja Dziś 13, jutro 30

“Dziś 13, jutro 30” to komedia romantyczna, w której młodziutka dziewczynka mentalnie przenosi się w przyszłość. Taka odwrotność “Peggy Sue wyszła za mąż”, gdzie dorosła kobieta miała szansę spojrzeć na swoje młode wybryki z punktu widzenia doświadczonej osoby. Dziś opowiemy sobie jakież to życiowe mądrości przekazuje ten obraz.

Lajf is brutal


Główną bohaterką filmu jest Jenna, żyjąca sobie w idyllicznych latach 80. trzynastoletnia dziewczynka z dobrego domu. Jak na trzynastolatkę przystało, mimo obecności wspierających rodziców i niezastąpionego przyjaciela, coś jej w życiu nie pasuje. Marzy się jej zostać postacią z magazynu - 30-letnią kobietą sukcesu z mnóstwem pieniędzy i wpływowych znajomości. Żeby film mógł się zacząć, dzięki magicznemu proszkowi tak właśnie się staje - Jenna mentalnie przenosi się siedemnaście lat do przodu. 


Życie jednakowoż nie jest tak cukierkowe, jak wydawało się to młodziutkiej bohaterce! Dorosła Jenna wypracowała sobie wysoki status: ma luksusowy apartament w środku Nowego Jorku, spotyka się z najgorętszym sportowcem sezonu i jest redaktorką czasopisma, które czytała w latach szkolnych. Żeby to wszystko mieć, musiała stać się jednak cyniczną manipulantką, która zerwała kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Jedyni ludzie, którzy jeszcze wokół niej zostali, prędzej czy później zostaną przez nią wykorzystani. Film przestawia to wszystko w lekki sposób, ale dorosła Jenna w gruncie rzeczy musi być szalenie nieszczęśliwą osobą.

Miłość to pole bitwy


Młoda Jenna w miarę szybko orientuje się, że wygody luksusowego życia jej dorosłej wersji są płytkie i postanawia odnowić znajomość z najlepszym przyjacielem z dzieciństwa - Mattem. Swoją drogą dlaczego Mark Ruffalo tak dobrze sprawdza się komediach romantycznych? Kocham go miłością pierwszą, ale urody amanta to on jednak nie posiada. W każdym razie Matt wyrósł na porządnego człowieka i ma duże opory przed przyjęciem Jenny z powrotem do swojego życia, ale też nie ma sumienia jej z niego wyrzucić. Jak się pewnie domyślacie, dalsza część filmu będzie polegała na ponownym rozkochiwaniu w sobie przyjaciela z dzieciństwa. Lepiej nie myśleć o tym, że robi to trzynastolatka, bo robi się nieciekawie.

Jesteś kowalem własnego losu


"Dziś 13, jutro 30" jest zaskakująco dydaktyczne. Na przykład mówi o tym, że trzeba żyć z konsekwencjami swoich działań. Matka Jenny, anielska istota, tłumaczy córce, że nie zmieniłaby w życiu niczego, mimo że popełniła mnóstwo błędów. Peggy Sue i jej podobne na ogół poprawiają błędy z dzieciństwa za pomocą wiedzy o przyszłości, co zawsze mnie w tego typu filmach drażniło. Tutaj Jenna jest w stanie przekonać Matta do tego, że jest dobrą osobą, ale ten i tak żeni się ze swoją aktualną parterką. Podobnie jest z czasopismem, które Jenna redaguje - jest w stanie pokazać współpracownikom nową drogę rozwoju, ale wszystko to idzie w Pireneje przez decyzje, które podjęła znacznie wcześniej dorosła Jenna. Pewnych rzeczy po prostu naprawić się nie da, nawet jeśli zostaniecie właścicielami magicznego proszku, który przenosi w czasie.

Z drugiej strony jak na przekazywanie nauki o tym, że trzeba żyć z konsekwencjami własnych czynów, to film kończy się na cofnięciu wszystkiego. Jenna zdobyła wiedzę z przyszłości, a wszystkie jej działania idą w zapomnienie i może działać od nowa. Swoją drogą czy szczęśliwe życie z Mattem oznacza, że Jenna nie została redaktorką swojego ulubionego pisma? W ogóle nie wiadomo czym się zajmuje w “prawdziwej” przyszłości oprócz zajadania żelek z ukochanym. No nieważne, żyli długo i szczęśliwie.

Peggy Sue nie wyszła za mąż


O ile większość z nas marzy o tym, żeby móc przenieść się w przeszłość, nie tracąc przy tym wiedzy i umiejętności z czasów współczesnych, mało kto natomiast chciałby przewinąć się mentalnie blisko dwadzieścia lat w przyszłość. 

Ten pierwszy scenariusz zakłada, że bylibyśmy w stanie pokonać ówczesne przeszkody bez problemów i zaimponować najważniejszym wtedy dla nas osobom. Opcja druga natomiast brzmi jak najgorszy koszmar dla każdego, kto wyszedł już ze szkoły i dobrze, że twórcy filmu tak to przedstawili. Sprawia to też wrażenie, że faktycznymi odbiorcami filmu nie jest typowy target komedii romantycznych (z grubsza od dwudziestki do czterdziestki), ale młodsze widzki. Niestety, życie trzeba przeżyć ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami, a żadne przewijanie nie jest w nim możliwe. W ostateczności przypomnijcie sobie fragment “Małej Miss”, w którym Steve Carell mówi o tym, że najgorsze, bo nastoletnie lata życia Marcela Prousta najlepiej wpłynęły na jego twórczość. Swoją drogą obejrzyjcie “Małą Miss”, to taki fajny film. 


Tym sposobem zamykamy miesiąc zakochanych filmów! Nie jest to ostatni raz kiedy pomówimy sobie o komediach romantycznych (byłabym chora gdybym nie mogła na ich temat pisać), ale zrobimy sobie od nich przerwę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz